Pierwszą część tej sesji zostawiam tylko dla wybranych, ale drugą już Ci mogę tu pokazać 🙂 Wylądowaliśmy w polu. A w pole chodzi się tylko z dobrymi znajomymi. Albo ludźmi, którzy Ci ufają. A my już mamy kilka sesji za sobą, więc nie musiałam nikogo do niczego przekonywać. Co prawda szukaliśmy na sesje miejsca z kwiecistą łąką… Ale o takie nawet w okolicach mojego nowego domu trudno. Dlatego musiała nam wystarczyć polna łąka i zwykła łąka. No i wystarczyła. Były więc krótkie tańce, gonitwy, poszukiwania robaków i na koniec spacer. A pomiędzy tym wszystkim jeszcze wszystko inne, jak prawie fikołki, ucieczki przed komarami czy wyjątkowe “noski noski”. Jak w przypadku każdej sesji rodzinnej, udało mi się złapać rodzinę w kilku kadrach “do ramki”, ale resztę sesji wypełniły przytulasy, tańce i wygłupy. Ja chyba do znudzenia podkreślam, że na sesjach zawsze chodzi o Was. O to jak na siebie patrzycie, jak ze sobą rozmawiacie, jak się śmiejecie i wygłupiacie. I gdzieś ostatnio usłyszałam przepiękne zdanie, że fotografowi się płaci za to, żeby Wam zrobił inne zdjęcia niż te, które możecie sobie zrobić telefonem 😛 i strasznie mi się to spodobało. Więc łapię w kadrach te chwile, w których Wasze dzieci przed Wami uciekają, tulą się do Was i płaczą ze śmiechu. Wiem, że za kilka lat wrócicie do tych zdjęć z uśmiechem. I prawdopodobnie wzruszeniem. A na zdjęciach Kala i Albert z rodzicami <3 i setki komarów i innych robali które się na dobry portret jednak nie załapały.