Nadia miała na to lipcowe popołudnie swój plan.
W jej planie był ruch. Ruch, a nie siedzenie na kocu.
Jej ruch spowodował także mój ruch.
Opiszę wam to dokładniej: Ja próbowałam za nią nadążyć. (Gdyby mi ktoś powiedział, że dostanę jedną super moc, to wiecie co bym wybrała?
Odnawialność siły jaką mają dzieci). Teraz się zastanawiam, czy w ogóle coś takiego istnieje. Ale to SUPER MOC. Więc mogę chcieć, jaką chcę!
To była zdecydowana moja próba nadążenia za Nadią, złapania kadru i otwartych oczu. U wszystkich obecnych! Plus upał i odganianie się od komarów, które żarły niemiłosiernie.
(Wspominałam już, że nie cierpię komarów? W przeciwieństwie do ludzi obok, żrą mnie nie miłosiernie KRÓLEWSKA KREW PODEJRZEWAM IM SMAKUJE.)
Końcem końców, spoceni, ale przeszczęśliwi pobiegaliśmy za Nadią!
Ps. Wiecie dobrze, że żartuję? Bo żartuję! Po prostu zwyczajowo nie muszę gonić swoich klientów. (Dorośli mnie na ogół lubią, i nie uciekają, niemowlęta nie mają wyboru, a na starsze dzieciaki działają: groźba ze strony rodziców, i moje obietnice, że później będzie lizak 😉 Myślcie, co chcecie, przekupstwo w dobrym celu jest całkowicie popierane. To znaczy ja je całkowicie popieram.)
Prezentuję historię biegów, ucieczki przed komarami i próby złapania kadru!
Nadia z cudownymi rodzicami nadążającymi za nią w każdej nanosekundzie!
Piękne dziękuje za tamto popołudnie!
Miejsce: park w czeskiej Karvinie
Kto chętny spędzić ze mną kolejne popołudnie? Hum?