fbpx

Jeśli czytaliście mój ostatni wpis, mogliście zobaczyć jak wyglądam po drugiej stronie obiektywu. Zdjęcia powstały w konkretnych celu i chodziło mi wtedy dokładnie o jedno zdjęcie. Zresztą, jeżeli jesteście zainteresowani, wskoczcie do wpisu.

Przy tej sesji, byłam już po dobrej stronie obiektywu 🙂 I udało się nam złapać absolutnie ostatnie płatki na drzewach, bo następnego dnia dostałam wiadomość, że “po naszym sadzie nie ma już nawet śladu”. Tak więc nie marudzę, jak w poprzednim wpisie, że mam pecha do sadów. Ani słowa.

Wiedziałam, że Ona marzy o tych jabłonkach. Prawie tak mocno, jak ja. A może z uwagi na zbliżające się zmiany, jednak marzy bardziej? I wiecie co, muszę się Wam przyznać, że ja lubię sprawiać ludziom radość. Szczególnie jeśli jest ona połączona z tym co lubię. I dokładnie taka była ta sesja. Prosta i naturalna. A najbardziej się cieszę, że udało mi się zatrzymać dla nich ten czas zwykłej codzienności, bo ten sad, mijają prawie każdego dnia podczas spacerów.

Poprosiłam wszystkich o jasne ubrania i uśmiechy. Reszta podziała się w zasadzie sama. Były wyścigi, przytulasy i berek. Były szepty na uszko i poprawiane włosy. Był drobny element niezadowolenia, kiedy trzeba było zejść z drzewa. A pod koniec sesji był głód. I to wcale nie ten symboliczny, i związany z tym, żeby jak najszybciej zobaczyć efekty sesji. Nie nie! Był taki konkretny głód, na parówki, albo lody, albo kanapki. A najlepiej na wszystko. Od razu!

Ps. Czekam na was w pełnym składzie na następnej sesji <3 i ściskam każdego z osobna jeszcze raz! C+T+A+L

  

    

     Gdyby Ania z Zielonego Wzgórza żyła dzisiaj … myślę, że mogłaby mieć na imię Lilka.   

A kilka kadrów z tej sesji możecie zobaczyć w filmie:

Before i after – śmiało, pobaw się sliderem!

Pamiętasz, że ruszyłam z kopyta z newsletterem? Chętnie Ci coś szepnę na uszko. Co jakiś czas. Po zapisaniu się, w prezencie odbierzesz też darmowy mini poradnik jak przygotować się do sesji narzeczeńskiej.

Pin It on Pinterest

Share This
error: