fbpx

W zasadzie w górach nie ma złej pory roku na sesje fotograficzną. Ale lato i jesień, należą do moich absolutnie ulubionych chwil. Nikt na sesji nie marznie, a natura tworzy najpiękniejsze tło do takich naszych spotkań.

Czy w górach trzeba zawsze wychodzić wysoko, żeby mieć piękne zdjęcia? Jeśli jesteście tu ze mną już chwilę dłużej, to dobrze wiecie, że nie należę do tych ludzi, którzy będą wychodzić na sam szczyt jeśli nie jest to absolutnie konieczne. Na szczęście mam tu w okolicy, w tych pięknych Pieninach już kilka swoich ulubionych miejsc, które nie wymagają górskiego zacięcia i kilkugodzinnego marszu. A zdjęcia dalej powstają przepiękne. Oczywiście, długie spacery w górach są cudowne, ale jeśli lubicie się zmęczyć i spocić przed sesją … to cóż … ja poczekam na tych ludzi, którzy wolą ciut więcej wygody. Bo nawet mniejsze górki, są trochę wymagające. Dlatego wybieram te, które nie wywołują we mnie zasapania i gdzie na “moim szczycie” mam energię mówić i robić zdjęcia.

Piszę o tym dlatego, żeby uspokoić wszystkich, którzy chcą mieć piękną pamiątkę z wakacji w górach, a trochę się jednak boją, że nie dają rady. No i żeby nikt nie oczekiwał, że przed sesją będę z nim długo maszerować pod górę. nie z lenistwa (chociaż trochę też), ale bardziej z troski o siebie i was.

Wysokość, na którą doszliśmy spokojnym spacerkiem, umożliwiła nam złapanie pięknego zachodu słońca, i nie wymęczyła jakoś specjalnie.

Ania i Grześ, razem z dziewczynami odpoczywali w okolicy. Zgranie terminów, z środku sezonu ślubnego poszło nam na szczęście bardzo sprawnie, i pogoda nie zrobiła żadnych niemiłych niespodzianek. Do plecaków zapakowaliśmy wodę, pod pachę wzięliśmy koc i pomaszerowaliśmy w wysokie trawy, pod górę.

To był absolutnie doskonały czas, spędzony w cudnym towarzystwie. Bo nawet jeśli wychodzi się krótko pod górę, to dobrze jest to robić z ludźmi, których się lubi. A tak się składa, że ta czwóreczka, ma specjalne miejsce w moim sercu (spokojnie, serducho mam pojemne).

Anię poznałam jeszcze na drodze zawodowo-sąsiedzkiej. Kliknęło dosyć szybko, chociaż spotkania były sporadyczne i zawsze towarzyszyła jej potężna gromada małych ludzi, którzy wymagali uwagi. Ale czasem tak po prostu się dzieje, że szybko łapiecie chęmię.

Gdzieś po drodze, nasz los splótł się jeszcze mocniej w środowe popołudnia na wyjątkowym kursie 🙂 A kiedy się okazało, że więcej nas łączy niż dzieli, to wspólna sesja była już tylko kwestią czasu.

Rodzina Ani przyjęła mnie tak, jak ciocię, której jakiś czas nie widzieli. I to taką, którą lubią. A na pierwszej wspólnej sesji, nawet nakarmili wegańskimi pysznościami. Cóż mi więc pozostało? Złapać ich w kadrach. Najpiękniej, jak potrafię. I w ten sposób, powstała nam sesja, skąpana w zachodzącym słońcu w górach. Z uśmiechami, zjedzonymi na kocu chipsami, odrobiną wspinania się na skały, przytulasami i bieganiem.

Aniu+Grzesiu, Nadiu i Polo. Za pokonanie wysokości (i drobnej niechęci do wysokich traw), za ten wspólny czas, rozmowy i żarty i bycie razem… dziękuję!

Pin It on Pinterest

Share This
error: