Ciepłe, letnie wieczory. Łąka, zachodzące słońce, może jakiś koc, na którym można usiąść. Nie potrzebujecie nic więcej, żeby pobyć ze sobą. Nie potrzebujecie nic więcej, żeby się przytulić, popatrzeć głęboko w oczy, albo powygłupiać się z czterolatką.
Wiesz, że na plener zwykle wybieram miejsca, gdzie jesteśmy sami? Dalego od ciekawskich spojrzeń, ale też daleko od rozpraszających uwagę placów zabaw, samochodów i lodziarni. Jesteście tam sami, ze mną. Są polne kwiaty które można powąchać. Są skaczące biedronki i koniki polne. Czasem jest szum wiatru. I zachodzące słońce. Czasem jest więcej biegania, przytulania. Czasem radzimy sobie z małymi kryzysami. Prawie zawsze jest bardzo aktywnie, bo koc kusi tylko na chwilę.
Z moimi ludźmi, przechodzimy przez różne etapy. Wszystko zwykle zaczyna się na pierwszym spotkaniu na sesji narzeczeńskiej. A potem życie nabiera tempa. Ślub. Sesja brzuszkowa. Sesja noworodkowa. A później nasze rodzinne spotkania. Z dodatkową istotą do ogarnięcia.
Każda ta sesja jest inna. Każda ma inny charakter, rytm i bieg. Każda zapisuje niezwykłe chwile. Pierwsze. Wyjątkowe. Niezwykle cenne. I takie, które szybko mijają.
Nie przegap ich.