To miała być sesja wyzwanie. Bo mama tego malucha mi napisała, że w zasadzie, teraz sesja byłaby super pomysłem, ale młody jest ciężki do ogarnięcia i ona tego nie widzi….Rozumiesz, jak na mnie podziałały te słowa? Dokładnie tak. Jak wyzwanie. Takie, którego chciałam się podjąć. Zwłaszcza, że tego Pana miałam już przyjemność poznać na jednej sesji, ale od tego czasu zmienił się bardzo. To są w sumie zalety pierwszego roku życia.
Więc poczułam gdzieś głęboko w serduchu, że tak, muszę spróbować 🙂 Nawet przygotowałam aparat do nagrywania, żeby złapać kilka kadrów i mój sposób na poradzenie sobie z trudnościami (haha!). Ale po pierwsze, przypomniałam sobie o nim jak już skończyliśmy sesję (brawo judyta), a po drugie, jedyne trudności jakie były, to gryzące komary i inne robale. No i mokra trawa. Ale na to mam swoje sposoby 😉
Tak więc w to piękne letnie popołudnie, przed moim obiektywem kolejny raz stanęli ci cudni ludzie i ich synek Leon. I to była sesja z tych, które się po prostu dzieją. I nie miałam żadnego momentu, o którym bym pomyślała, że jest ciężki, albo że nie wiem, jak ogarnąć młodego. A! Już wiem jakie były dodatkowe trudności. Baranki. Te mnie nie słuchały i współpracować chciały dopiero, kiedy Michał przyniósł im jedzenie.
I to wszystko, co mi napisałam mama Asia (ja wiem, że to napisała z przymrużeniem oka), ale to wszystko, plus to, jak ta sesja wyglądała spowodowała, że muszę więcej o sesjach rodzinnych w plenerze opowiadać. Bo chcę, żebyś wiedziała, czego się po niej spodziewać.
Kiedy wysyłam ofertę na sesję rodzinną, i to nie ważne czy taką w plenerze czy w domu, to gdzieś tam mam napisane takie zdanie, że ja twojej rodziny, a w tym twojego maluszka nie ustawię przed obiektywem i nie poproszę o uśmiech. Dziecko potrzebuje ruchu, przemieszczania się, odkrywania nowych miejsc. Czasem berka, czasem przytulasów, a czasem rozmowy. Wszystkie sesje są różne, i tak, zdarzają się też i takie, w których najmłodszy model nie chce współpracować. Czasem są powody, czasem powodem jest bo tak. I najpierw stajemy na uszach, a potem najczęściej akceptujemy to, co się dzieje. Dlatego często po prostu podążasz za dzieckiem, a ja za wami/przed wami/obok was. I właśnie tak powstają kadry, w których jesteście WY, dokładnie w tym momencie waszego życia z tą historią, która wygląda właśnie tak. Dziecko nauczyło się niedawno chodzić? Biegacie za nim? Ja to łapię w kadrach. Maluch jest zafascynowany robalami? Godzinami oglądacie robale? To łapię w kadrach jak oglądacie robale razem 🙂 Albo trwa właśnie fascynacja barankami, no to ….
Właśnie tak, jak na tej sesji rodzinnej z rocznym Leonem. Zobacz sama!