Podobno w górach zawsze jest pogoda na sesję, tylko nie zawsze ludzie są do niej odpowiednio ubrani. I to jest jedno z tych zdań, z którymi trochę się zgadzam, a trochę jednak nie.
W tym roku, wyjątkowi ludzie, poszli ze mną w góry w absolutnie jeden z najmroźniejszych dni stycznia. Do tego w całej ślubnej stylizacji. Nie zamarzliśmy, zdjęcia z bajkowego, śnieżnego puchu wyszły pięknie, i pozostały nam (oprócz zdjęć) dodatkowe wspomnienia. Czy taka sesja jest dla każdego? Pewno nie. Bo nawet w stosunku do czekolady MILKA zdażają się ludzie, którzy jej nie lubią ….
Ja nie jestem ani fanatyczką wysokich szczytów, ani ekstremalnych temperatur. W ogóle, ekstremalne sytuacje, to nie jest coś, co lubię najbardziej. Dlatego, jeśli w prognozie zapowiadają ulewy czy burze, będę pierwsza, która zaproponuje przesunięcie sesji na inny termin. Do ekstremum doliczam też porywiste wiatry, grad, i każdą inną ewentualność przed którą dostajemy alerty, Bo za bardzo się boję. O siebie. O Was.
I nie mówię tutaj o ewentualnym lekkim deszczyku, który może, ale nie musi się nam przytrafić, na zakończenie sesji. Tylko o warunkach, w których ja sama nie miałabym ochoty człapać w górę. W myśl zasady – traktuj innych, tak, jak sama chciałabyś być potraktowana. Ps. Tutaj dobrze sprawdza się też moja zasada, że w przypadku sesji rodzinnych, nigdy nie proponuję odległych miejscówek, właśnie po to, żeby w razie jakiegoś kryzysu (np. pogodowego), mieć możliwość szybkiego powrotu do samochodu.
Ale. Bo musi być jakieś ale, nie?
Nie mieszkamy w słonecznej Kalifornii, gdzie zawsze świeci słońce (podobno, bo nigdy nie byłam), tylko w Polsce, i dni ze słońcem za chmurami zdarzają się często. A brak słońca, nie jest powodem, do odwołania sesji. Pochmurne niebo, pięknie rozprasza i zmiękcza światło, to cudnie robi buzi, to mój główny argument. Ale po doświadczeniach tego roku, wiem, że prognozy swoje, a wieczorowa pora swoje.
To właśnie przydarzyło się na naszej ślubnej sesji w górach z Magda i Kacprem.
Prognozy były takie sobie, ale nie przewidywano żadnych ekstremalnych zjawisk. Zresztą, trochę nie mieliśmy ruchu w grafikach. To był drugi, ważniejszy argument.
Wydreptaliśmy zdecydowanie dalej niż tuptam z rodzinkami, i po złapaniu oddechu (ja złapałam, oni nie musieli), rozpoczęliśmy sesję. I jak to w górach, pogoda zmienia się diametralnie w ciągu kilku chwil. Nad nasze głowy nadciągnęły ciemne chmury, zerwał się wiatr, zrobiło się zimno. Wszyscy robiliśmy dobre miny, żeby sobie dodać otuchy. I po kilkudziesięciu minutach, kiedy zaczęliśmy schodzić w dół, zadziała się ta piękna magia. Wiatr rozgonił chmury, i pokazało się słońce. A z pobliskiej łąki dało się słyszeć nadchodzące owieczki. Tym sposobem spełniło się moje prywatne marzenie, o owieczkach. Magda się też ucieszyła!
Chodźcie z nami na ten górski spacer. Zobaczcie wiatr, ciemne chmury i wreszcie słońce. Piękne zakończenie tego ślubnego sezonu.
Magdo+Kacprze, to był piękny i dobry spacer. O stresującej ewentualności ucieczki przed krowami, już pewno dawno zapomnieliście, nie?