PARYŻ 2014 w tym poście, a moją wycieczkę do Paryża z mamą w 2019r. zobaczycie tutaj.
Chciałabym – ładne słowo, co? wydaje się takie magiczne! Brzmi jak początek wypowiadanego marzenia, które ma realną szansę się spełnić …
Więc CHCIAŁABYM zapamiętać na zawsze miodowo-szary kolor Paryża i mury Luwru, ciszę bocznych uliczek i wiatr rozwiewający włosy (nawet te krótkie)… Eh!
Nie zanudzę Was opisami kolejnych dni w Paryżu. Opowiem Wam o tym, co chce zapamiętać na dłużej …
(chociaż w pewnej kolejności)
Pierwszy dzień poświęciliśmy na zwiedzenie najbliższej okolicy, sprawdzanie cen w sklepach bynajmniej nie turystycznych (i tak koszmarnie, koszmarnie! wysokich), i wystawianiem do palącego słońca naszych buzi (oczywiście, że prawie mi spaliło nos!)
Zawędrowaliśmy nad kanał Saint-Martin, i siedzieliśmy tam bez słowa. Aż przegonił nas nadciągający zachód słońca.
Muszę dopisywać, że w pierwszy wieczór padliśmy jak muchy? …
Poranki w Paryżu…
Wiecie jakie to przyjemne uczucie, kiedy ABSOLUTNIE NIGDZIE NIE MUSICIE SIĘ SPIESZYĆ i możecie sobie pozwolić, żeby cały ten tłum was wyprzedzał, omijał i gnał gdzieś przed siebie ? CUDOWNE!
Więc my mogliśmy sobie pozwolić na długi i powolny spacer, na obserwację DOSKONALE ubranych mieszkańców Paryża i zwolnienie tempa.
LUWR
Stoi od 1190r. … na długo, długo przed nami… i pewno na długo, długo po nas…
Zwiedzanie środka zostawiliśmy sobie na następny raz.
Wchodzę przez bramę i czuje powiew historii. Monumentalność jest w około. I działa mi wyobraźnia, że muszę się hamować, żeby nie oszaleć. Nie wiem, gdzie patrzeć, wszystko chce zapamiętać. Kolory, światło na skórze, cienie murów i unoszący się pył. Gdyby te mury potrafiły opowiadać, co widziały ….
Gdyby potrafiły wyszeptać choćby jedną historię. O królach, o rewolucjach, o tym, co działo się w środku, o zakochany skradających się wieczorową porą, o rycerzach, o władcach, o wylanych łzach i gromkim śmiechu …
Słuchałabym. Jak szalona!!!
Z zadumy i zamyślenia wyprowadzają mnie turyści próbujący złapać wierzchołek piramidy … What a fun!
Tłum gęstnieje, zbliża się południe. Słońce świeci i grzeje niemożliwie. Uciekamy do ogrodówTuileries … Głównym traktem przemykają zbiorowe wycieczki.
Moja ignorancja roślinna …. no cóż. Tata zwróciłby uwagę na gatunki roślin, ciekawe aranżacje i inne dodatki w tym temacie. Dla mnie: ogrody były ładne. Ale dopiero po zejściu z głównego traktu robiło się ciekawie. Jak dobrze, że mieliśmy na to czas. Więc odeszliśmy od głównej drogi i plątaliśmy się po bocznych alejkach. Tam można znaleźć karuzele, place zabaw dla dzieci i miejsca wypoczynku mieszkańców.
Kiedy znajdziecie się w paryskich ogrodach … Zapomnijcie, że mija czas i zwyczajnie odpoczywajcie!
Luwr odwiedzaliśmy prawie każdy dzień. Raz mijaliśmy pod nim tłumy, innym razem było prawie pusto.
Ale tak piękne światło mieliśmy tylko raz. W ostatni wieczór!
Kilka słów prosto z serca: kiedy traficie w okolice Luwru usiądźcie na fontannie i znajdźcie czas, żeby się rozejrzeć i zapamiętać szczegóły. Przespacerujcie się po ogrodach, wzdłuż murów i bram. A potem przejdźcie na drugą stronę rzeki i zobaczcie to wszystko z dala. A najlepiej usiądźcie po turecku na brzegu i zastygnijcie w bezruchu. Będzie pięknie! Gwarantuje!
no widzę, że zdjęcia 3 i 7 to taki odwecik za Ace’a Venturę… fota nr 3 – klasyczna mina zbitego psa!