Zdarza się to wtedy, kiedy rozgoszczę się w swoim komforcie. Kiedy czuję, że lecę w górę, prosto na szczyt zadowolenia. Kiedy z sesji na sesję, czuję się pewniej, i czuję, że trafiam na tych swoich ludzi. Kiedy wiem, że mi ufają. Kiedy wiem, że mamy zbliżone poczucie estetyki i odczuwania. Kiedy wiem, że nie jesteśmy tu z przypadku. I kiedy tak sobie szybuję wysoko i lecę, z radością w oczach i serduchu … wtedy, zdarza mi się, że uderzam w ścianę.
Na szczęście zdarza się to coraz rzadziej. Takie moje “raz na ruski rok”. Ale wtedy, to zderzenie ze ścianą boli. Boli brak zaufania, brak zrozumienia. Wątpię w siebie. Uderzam w płacz i poczucie beznadziei. No i wiem, że to moja wina. Że zamiast zaufać intuicji, daję się przekonać. Daję się nabrać, chociaż każda moja komórka czuje, że to się nie uda. Nie uda, bo nie ma zrozumienia. Nie ma tej cienkiej linii podobnych odczuć i podobnej wrażliwości. I nie piszę tego tutaj po to, żeby się skarżyć. Wiem, że to wszystko moja wina. Że miałam sobie zaufać wcześniej i zrobić krok w tył. Z wielu powodów. A przede wszystkim dla siebie samej. I dla nich.
Dobra. Judyta. Do brzegu, bo odpływasz filozoficznie. Więc przybijam do brzegu i już wam piszę, o jednej z najcięższych chwil niezrozumienia, jakie mnie ostatnio spotkały. W dużym uproszczeniu, skracam historię do zdania: nie powinniście się męczyć z Waszym fotografem. Konkluzja jest prosta i banalna.
Po co ja o tym truję tyle?
Wracam do tego zdania, i napiszę je wielkimi literami:
NIE POWINNIŚCIE SIĘ MĘCZYĆ Z WASZYM FOTOGRAFEM
Wybrzmiało głośno i dobitnie. Super. Chciałabym, żebyście to przeczytali jeszcze raz. Z pełnym zrozumieniem. Nie powinniście się męczyć z Waszym fotografem.
A skoro ja jestem ta fajna (a jestem przecież), to wam też powiem, jak to zrobić? Kilka moich punktów, które zawierają się też w tym zdaniu: ŚLUBNA ŚRODA OD PODSZEWKI.
1. selekcja na podstawie estetyki zdjęć, oferty i efektów sesji
Czyli w dużym skrócie, wybierając kogoś do wykonania pewnej usługi, sprawdzacie w pierwszej kolejności, jakie fotograf robi zdjęcia, czy jego oferta odpowiada Wam cenowo (nie oszukujmy się, ale to też mega ważny punkt), i co otrzymujecie w zamian. To ten moment pierwszej selekcji, tego czegoś, co poczujecie, że Wam pasuje i odpowiada. Że kliknęło, i że te zdjęcia to jest właśnie to. Od kadrów, przez stylistykę i edycję.
I większość z Was właśnie w tym miejscu kończy swoje zadanie. Było spotkanie, jest podpisana umowa. Kropka. Widzimy się w dniu ślubu. A skoro ja jestem sobą, to więcej analizuję, dopytuję itp. …
Moje spotkanie z Parami młodymi trwa zwykle ok 1.5h …. i wcale nie gadam z Wami o umowie. Pytam, dopytuję, opowiadam jak to wygląda z mojej perspektywy, na co zwracam uwagę, jakie są moje ograniczenia, czego nie zrobię, co jest super pomysłem, itp…..
PO CO TO WSZYSTKO?
Właśnie po to, żebyście wiedzieli czego możecie oczekiwać. Żeby nie było niedomówień, niedopowiedzeń. Bo ja też nie potrafię czytać w Waszych myślach, a Wy w moich. I jeśli czegoś sobie nie powiemy, to nikt nie może mieć do nikogo pretensji ….
2. kim i jaki jest Wasz fotograf
Jeśli w ogóle czytacie tego posta, to już powiem Wam, że mamy jakąś płaszczyznę porozumienia. Ale jeśli właśnie przewróciliście oczami, przy powyższych zdaniach – jest ogromne prawdopodobieństwo, że nie bylibyśmy dobrze dobraną parą.
Ja wam tutaj truję od początku tego bloga, jak fotografuję, na co zwracam uwagę itp. właśnie po to, żebyście nie byli rozczarowani. Mną.
Dobrze to znacie. Czasem po prostu między ludźmi nie ma chemii. Albo jest coś, co Was irytuje i drażni. Takie niewypowiedziane coś. Takie coś, co w pierwszej chwili irytuje tylko trochę, jak czasami jakaś wada wymowy, powtarzalność słowa “tak?” na każdym końcu zdania …. Rozumiecie. Drobnostka, która jak już jest zauważona, to wysuwa się na przód i
Najważniejsze, co chciałabym, żebyście wiedzieli – nie ma nic złego w tym, że oczekujecie czegokolwiek innego niż to o czym ja tutaj piszę. Najzwyczajniej na świecie, nie jestem dla Was. Proste.
3. podpowiedzi ze ślubnej środy
Jeśli zastanawiacie się, czy jestem fotografem dla Was, a przeglądaliście posty z tej kategorii, i pomyśleliście sobie, że macie to w głębokim poważaniu, i nie będziecie takich rzeczy ani czytać, ani o tym myśleć, bo fotograf, to ma przyjść i zrobić reportaż będąc niezauważonym – to …. powinniście szukać dalej, bo ja na pewno nie jestem dla Was.
Co nie znaczy, że w dniu ślubu to ja prowadzę Wam imprezę. Nie. W dniu ślubu towarzyszę Wam blisko, jestem tuż obok. I nie mówię Wam co macie robić, ale zdarza mi się zatrzymać Was w progu domu, i przypomnieć o bukiecie. Albo powiedzieć Wam, że jeśli za 5 minut mamy wyjść z domu żeby zdążyć na ceremonię, to właśnie teraz powinniście poprosić rodziców o błogosławieństwo (skoro mi o nim mówiliście na spotkaniu i jest dla Was ważne).
To co Wam tutaj staram się podpowiedzieć, albo zwrócić Wam na coś uwagę, to tylko dlatego, że widziałam już śluby, w których drobnostki wprowadzały paskudny albo nerwowy klimat. Bo skoro mogę Wam na coś zwrócić uwagę, i powiedzieć, jak to można łatwo rozwiązać, to nie będę tej wiedzy trzymała w skrytości. Jeśli może to komukolwiek pomóc, i spowodować, że dzień ślubu, czy sesji, będzie jeszcze bardziej spokojniejszy, i z mniejszą ilością niepotrzebnych emocji – to ja po to tu jestem. I moja obecność na Waszym ślubie wcale nie jest gwarancją, że nie będzie tam dziwnych emocji, czy nerwowości. Ale jeśli coś mogę wziąć na swoje barki – to biorę!
Jeśli miałam mdlejącą Pannę Młodą, bo nie zjadła śniadania, to na kilka dni przed ślubem, dostaniecie ode mnie maila, w którym właśnie o tym Wam przypomnę. A rano, w dniu ślubu, o to Was dopytam. Bo nie chcę, żebyście mdlały i czuły się źle. Ot tak, po protu.
Więc odpowiadając na pytanie: PO CO TO wszystko? Odpowiem tak: właśnie po to, żebyście mieli absolutnie super ten wyjątkowy dzień – taki, jakim go sobie wymarzyliście i w otoczeniu osób, które chcecie!
A jeśli wpadliście na mojego bloga przypadkowo, a jednak chcecie chwilę tutaj zostać, śmiało, poznajcie mnie bliżej, przeglądnijcie moje starsze wpisy.