Oficjalnie można już wejść do lasu. Skoro ja odetchnęłam (a las mamy pod nosem), to mogę sobie wyobrazić że Was już roznosiło.
Więc wejście do lasu, samo w sobie niesie ogromną radość. Ale, czy wiecie, że w tym lesie można też realizować sesje? (Takie na które zabiera się też zdrowy rozsądek). I to była wiadomość, która mnie ucieszyła dodatkowo. A skoro można do lasu, z ludziem* albo rodziną, to wiadomo, że super!.
A ja, jak rasowy sportowiec (ha ha ha), wiem, jak ważna jest rozgrzewka po dłuższym czasie postoju. Więc na rozgrzewkę poszłam do lasu (tuż za domem), z prawie sąsiadką na krótką sesję. I obie wróciłyśmy oczarowane. Roześmiane. I zadowolone.
Ja wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale jak już będzie można normalnie chodzić po sklepach – to ja idę zapolować na jakieś rude spodnie. Ile one tutaj dodały energii! Szaleństwo! A światło miałyśmy czaderskie, nie? ____
Dobrze jest fotografować kogoś, kogo łatwo rozśmieszyć. Gorzej, kiedy fotograf też się śmieje. Mam sporo poruszonych kadrów. Ale takie dobre też mam. Uf!
To była sesja z udziałem modelki, zachodzącego słońca, kwitnących krzewów (nie mam pojęcia co to), i lasu. Naturalna sesja, bez dodatków. Ba! Nawet bez żadnych dodatków, oprócz starego stolika znalezionego w lesie. Takie lubię najbardziej.
Dziewczyna o przepięknych oczach, dobrym sercu i cudownym uśmiechu!
Ale ty mi zrobiłaś dzień tą sesją. A <3 wysyłam Ci miliony serduszek!
To nie było nasze pierwsze spotkanie, ani też ostatnie 🙂 Bo mam co do niej jeszcze kilka pomysłów, i chyba się zgodzi 😉
Jak ktoś chętny na sesję, to piszcie śmiało. Tak się składa, że mam ostatnio trochę więcej czasu.
(*wiem, wiem, z człowiekiem, nie ludziem)