Przed wyjazdem obiecała mamie, że to będą tylko wakacje. Kilka zapracowanych tygodni. Kilka imprezowych tygodni. I powrót do domu.
Ale szyki pokrzyżowała MIŁOŚĆ, która zwykle przychodzi nieoczekiwana. Godziny długich rozmów, spacerów i wspólnych uśmiechów. I decyzja, że jednak zostaje! Tak wyglądał początek wspólnej historii Kasi i Łukasza.
Kilka miesięcy temu, Kasia wysłała mi maila, i podała termin, kiedy następnym razem będą w Polsce, żeby zarezerwować termin na sesję narzeczeńską. Prognozy pogody były raczej przeciętne. Ale najważniejsze, miało nie padać! O słońcu nie marzyliśmy. A jednak wyszło!
Sesję zrealizowaliśmy przy samiutkiej polsko-czeskiej granicy. Znaleźliśmy trochę krzaków i piękne słońce. Absolutnie wystarczające. Bo przecież chodzi o nich!
Wiele par bardzo denerwuje się wyborem miejsca na sesję. Wszystkim zwykle powtarzam, że tu przecież najważniejsi są Oni, i gdziekolwiek będziemy – będzie dobrze!
Ta zaręczona dwójka (zapytajcie ich jak się zaręczyli!!!! – ja tę historię zachowam na następny raz!) doskonale reaguje na siebie. Uśmiechy i pocałunki wychodziły im tak cudownie naturalnie, że w zasadzie mogłabym cały czas milczeć!
Zanim zaczęliśmy sesję Kasia wyznała mi, że się denerwuje. Ale obiecałam, że za chwile o zapomni o stresie. Nie można się stresować, jeśli jedyne o czym myślisz, to “żeby ominąć pokrzywy”. O tak! Zabrałam ich w pokrzywy. I zobaczcie jak pozowali! Szybko udało mi się ich przekonać, że mają ukryte zdolności! No i chyba zapomnieli o stresie!
Absolutnie wymarzeni modele! Ps. Prawdziwa, najszczersza miłość jest wtedy, kiedy pomimo kłujących roślin i latających komarów potrafisz całkowicie skupić się na ukochanym! I Kasia i Łukasz, zupełnie nie zwracali uwagi na miejsce! Idealnie!
Chyba im tutaj przypomniałam, żeby się ruszali bo stoją w pokrzywach 😉
Kasia+Łukasz – szalenie wam dziękuję, że daliście się wciągnąć w te kłujące chaszczory!
2 minuty przerwy, zmieniliśmy miejsce, zmieniliśmy ubrania (w sensie Kasia i Łukasz, ja się na sesji zwykle nie przebieram ;)) i i poszukiwaliśmy ukochanego psa, który także przybył na sesję w towarzystwie mamy Kasi! Ale zanim do nas zdążyli dojść, mnie udało się złapać jeszcze kilka ujęć tej dwójki!
Kasia, mówiłam Ci, że masz szalenie uroczy uśmiech? Chyba kilka razy mi się to udało powtórzyć, co?
Uwielbiam, kiedy moje pary mi ufają! Jeszcze raz dziękuję!!!!!
I mamy Maję! Szalonego, rozkosznego psiaka, który wypełnia tej dwójce wolny czas.
Jeśli jeszcze ktoś z Was zastanawia się, czy zabranie psa na sesję narzeczeńską jest dobrym pomysłem – ZDECYDOWANIE TAK! To jest doskonały pomysł!