Justyna+Dawid
Naczekaliśmy się na tę troszkę śniegu od początku zimy bardzo. Trochę już traciłam nadzieję, bo śniegu ostatnio jak na lekarstwo. Ale, z pomocą taty Justyny udało nam się trafić w miejsce, w którym śnieg jeszcze był.
Oczywiście sesję mogliśmy zrealizować bez śniegu … ale przyznacie, że sanki na zielonej ziemi i te kożuchy mogłyby nieco dziwnie wyglądać?
A kożuchy są od rodziców Justyny! Takie autentyczne, (nie wypada mi napisać, że stare (!) ale od bardzo dawna leżały na dnie szafy). Leżały i czekały na swoją kolej, która wreszcie nadeszła!
I do tego wszystkiego był nam potrzebny śnieg. I udało się!
Samą sesję rozpoczęliśmy od …. od zgubienia pierścionka w śniegu! Na szczęście nie zaręczynowego (takiego pecha mam chyba tylko ja). Ale na koniec sesji pojawił się happy end i Dawid wypatrzył ten pierścionek w śniegu! Prawdziwy bohater sesji bo pierścionek był w śniegu więc zadanie podwójnie trudne! Uf, uf, uf. Takie story może się dziać zawsze.
Czy w zimie fotografuje się łatwiej? Nie. Na sesji Justyny i Dawida, było zimno. Nie było słońca, i śniegu też bardziej jak na lekarstwo, niż pełno białego puchu. Ale otoczenie, choć ważne, nie gra tu najważniejszej roli. Bo najważniejsi są Oni. I ten czas, kiedy mogli się przytulić, ogrzać swoje dłonie, i otulić się tym szalonym kożuchem! Zobaczcie dwójkę zakochanych ludzi.
Nie, nie ten pierścionek się zgubił-odnalazł!
Justyna, Jusytna, Justyna!
Absolutnie uwielbiam te dwa kadry. Jest w nich taka naturalność, taki spokój. Albo przynajmniej ja tak to czuję.
Tak na koniec, odrobina szaleństwa!