Pierwszych kilkanaście minut na każdej sesji, to czas, w którym sprawdzam jak Oni działają na siebie, i jak ja działam na nich. Takie delikatne, a moglibyście, a chcielibyście, a wiecie, gdyby tak …. To jest 3 zdjęcie, jakie zrobiłam tego dnia na sesji. I na pierwszych dwóch sprawdzałam światło! Wiedziałam, że to popołudnie będzie idealne!
Iza kilka razy powiedziała zdanie, po którym przebiegły mi mrówki po plecach (wiecie, takie stado mrówek… od szyi, od włosów, aż tam, za łopatki. Taki szybki tupot… kilka razy). Powiedziała, że “MI UFA”. Rozumiecie? (Po tamtej sesji, słyszę to zdanie prawie na każdej następnej sesji i znowu te mrówki!) Więc jak już przebiegły mrówki i zdążyłam o nich zapomnieć w mojej głowie latała myśl, że “mi ufają”. Krótki paraliż. Taki mini, nano sekundowy. Bo to znaczy, że muszę dać z siebie miliard procent (nie, żebym nie dawała, jak mi tak nikt nie powie, ale). Milion milionów. Bo ona, z wszystkich cudnych i niezwykłych fotografów, wybrała i zaufała właśnie mnie.
I ten niezwykły kredyt ja teraz muszę udźwignąć (tupot mrówek). Żeby nie żałowali… Żebym ich nie rozczarowała. I żeby mieli piękne zdjęcia. Mrówki, mrówki, mrówki!
Bo jeszcze kolejna ważna sprawa. Bałam się tej sesji bardzo. I absolutnie nie z powodu tej cudnej dwójki! Ale z powodu dodatku, który miał się na tej sesji znaleźć. Szanowny pan motor. A w zasadzie ona. Bo to druga miłość. Ta krok za Izą.
Ja, absolutny ignorant jeśli chodzi o motoryzację, a w wypadku motorów/motocykli to już całkowite dno, miałam na tej sesji mieć motor. (Miliard problemów – jak ustawić motor, żeby jakoś wyglądał ?, jak o nim nie zapomnieć ?, jak pozować z motorem (jedyne co miałam w głowie, to jakieś szalone pozy rodem z reklamy pewnych perfum!). A w głowie ta myśl, po której biegną mrówki…
Ale Iza i Marcin, mają w sobie tę naturalność, którą uwielbiam. Wystarczy udzielić im kilku wskazówek, nie rozpraszać i … i dzieje się wszystko prawie samo.
Bo ta dwójka jest wyjątkowa (jak każda moja para!). I to nie dlatego, że z Izą łączy nas wiele (i nie mówię tylko o miłości do żelków). Tak uroczo zapatrzeni w siebie. Tacy swobodni. I niezwykle sympatyczni!
Ukochany motor, ukochanym motorem, ale Marcin nie spuszczał oczu z kobiety swojego życia!
A!!!!!!! Ja już sobie wyobrażam to spojrzenie w dniu ślubu! Iza, będziesz niezwykłą panną młodą!
To, czego nie widać na zdjęciach, to samochodu po prawej stronie. Pozdrawiamy Panią, która przyjechała, zaparkowała (chociaż miała kilka innych miejsc oddalonych bardziej od nas do wyboru), i poszła mówiąc, że to na chwilkę…. Widać dla każdego z nas inaczej płynie czas. ponad godzinę!
Iza i Marcin na miejsce swojej sesji wybrali zabytkową kopalnię Ignacy. Piękne tło dla zakochanych w sobie ludzi! Przynajmniej ja byłam w siódmym niebie!
Gdyby Iza nie powiedziała mi kilka minut (no kilkanaście) wcześniej, że mi ufa, nie wiem, czy wyciągnęłabym ich w te pustkowie, z miejsca, które sami wybrali … Pustka. Opuszczone hangary. I drzewa z komarami. Ale wiedziałam, że to będzie doskonałe miejsce na zakończenie sesji! A oni, powiedzieli tylko OK.
Uwielbiam te wasze uśmiechy! Nawet jeśli gadałam jakieś kosmiczne bzdury !
Zdarza się Wam tak, że chociaż widzicie kogoś pierwszy raz w życiu (no dobra, drugi), a macie wrażenie, że znacie się już długo? Żartujecie, śmiejecie się, opowiadacie historie i zapominacie która godzina? Tak właśnie było z tą dwójką! Nie mogę się doczekać już ich wielkiego dnia! Będzie cudownie!
Funkcja trackback/Funkcja pingback