Szewc chodzi bez butów? A, no podobno. Na szczęście ten szewc się zreflektował, że gdzieś coś kuleje i postanowił nadrobić zaległości. ALE O CZYM TY JUDYTA W OGÓLE MÓWISZ? Mówię: O ZDJĘCIACH. O DRUKOWANYCH ZDJĘCIACH. TAKICH TRADYCYJNYCH. ALBO TAKICH W ALBUMACH.
Bo właśnie o nich, w tym paskudnym czasie z wirusem chcę Wam opowiedzieć.
Więc i Wam zadam to pytanie: „Czy TY DRUKUJESZ SWOJE ZDJĘCIA?”
Bo wiecie jak to jest: “Mam gdzieś te zdjęcia, są w telefonie. Mam gdzieś te zdjęcia, są na dysku. Gdzieś tam je mam”. I nagle się okazuje, że właśnie przedłużyliście umowę i dostaliście piękny nowy telefon i przełożyliście kartę i … zapomnieliście o zdjęciach. No bo były na tamtej karcie, ale jak robiliście backup’a, to się nie zapisało. A potem nigdy nie było na nic czasu.
Albo na którymś z tych dysków, gdzieś tam są jeszcze jakieś zdjęcia. Ale kto by tego szukał, nigdy nie ma czasu, nigdy nie ma odpowiedniej motywacji, a zresztą, sam nie jesteś pewien, że one właśnie są na tamtym dysku. I tak się koło zamyka.
Żeby nie było, że ja jestem taka świadoma i mądra … otrzeźwienie przyszło dopiero kilka lat temu, kiedy zdałam sobie sprawę, że w zasadzie, to z ostatnich kilku lat mam tylko kilka zdjęć. Reszta … Reszta jest gdzieś na jakimś dysku/dyskach, na starym telefonie, albo magicznie zniknęła. I dokładnie tak jak Wy, nigdy nie miałam czasu albo ochoty przekopywać się przez stare dyski, w poszukiwaniu jakiegoś zdjęcia/zdjęć, bo wcale nie byłam pewna, że ono/one tam w zasadzie są. Dlatego, otrzepałam smutek z ramion, przełknęłam ślinę, złożyłam i zamówiłam album.
Na początku, w moich pierwszych albumach, znajdowały się tylko te bardziej profesjonalne zdjęcia. Rozumiecie, te zrobione tym drogim aparatem, poddane edycji. Te najbardziej wyjątkowe z tych wyjątkowych. Aż do zeszłego roku. W tych welurkowych grubasach ukryłam zdjęcia z mrocznych porannych spacerów, z łóżkowych przytulasów z kotami, wpakowałam tam kadry złapane w pełnym słońcu (fatalne światło do portretów), robionych najczęściej telefonem z absolutnie minimalną ilością edycją, albo i bez. Na kartach pozbierałam zdjęcia które dokumentowały najważniejsze wydarzenie z zeszłego roku (w większości szczęśliwe, ale też przełomowe, jak np. kopanie studni i wypełnianie się jej wodą – nic pięknego jeśli chodzi o estetykę, ale niezwykle dla nas ważne). Są tam moje portrety zwane „selfie” ze śpiącym w moich ramionach maleństwem albo kotami: )
Wszystko zmieszane jest z tymi profesjonalnymi zdjęciami, poddanymi edycji. I dzięki zastosowaniu kilku drobnych sztuczek, wszystko się mniej więcej trzyma kupy. A dla nas stanowi niesamowitą pamiątkę. Pamiątkę tej najzwyklejszej codzienności, która złożona jest właśnie z tych obrazków: naprawianego samochodu, remontu starego stolika, awarii ogrzewania kiedy zaczęła się nasza pierwsza zima, malowania starych mebli, spaceru w miejsce z którego widać tylko dach naszego domu, mojego drobnego uderzenia w płot podczas wycofywania samochodem, pierwszego śnieżnego poranka w nowym domu, pierwszych zapalonych świątecznych lampek. Codzienność, która przeplata się z wielkimi wydarzeniami, z dobrym makijażem i butami na obcasie. A która w większości jest właśnie tymi wygodnymi, spranymi spodniami z dresu i ciepłym swetrem, narzuconym na plecy, kiedy w domu robi się chłodniej. Bo zwykle jest mało ochów i achów. Ale to wszystko co zwykłe wypełnia większość tego albumu. I bardzo nie chcę o tym zapomnieć. A właśnie w ten sposób chcę to ocalić. Tak przynajmniej czuję.
PO CO DRUKOWAĆ ZDJĘCIA I ROBIĆ ALBUMY?
Z wszystkich najważniejszych powodów które wymienię poniżej, ten jeden jest taki, który czuję w każdym fragmencie siebie najmocniej: Zatrzymujecie wspomnienia na przyszłość. Ja wiem, jak to banalnie brzmi. Ale tylko pomyślcie o zdjęciach z waszego dzieciństwa. Albo o zdjęciach waszych rodziców, dziadków – szczególnie tych z dawna. Jaką przyjemność sprawia Wam ich oglądanie. Jak dba się o te wydrukowane odbitki włożone w odpowiedniej wielkości kieszonki i zabezpieczone folią (jestem pewna, że każdy z was ma taki album, albo przynajmniej trzymał kiedyś taki w rękach). Przypomnijcie sobie tę chwilę, i te wszystkie historie które opowiadała babcia. I wiecie co Wam teraz powiem, że kiedyś przyjdzie taki moment (a może niestety już przyszedł), kiedy pozostaną Wam tylko te zdjęcia. Bez opowieści. I wtedy te zdjęcia wywołają wzruszenie, kiedy przypadkiem, może podczas przeprowadzki, albo jakiegoś szkolnego projektu wpadnie Wam nagle w ręce ten album. I wrócą te historie. Pamiętajcie. W zdjęciach zatrzymujemy wspomnienia na przyszłość. Na inny czas. Na lepszy (mam nadzieję, że szybko nadejdzie), ale też i na gorszy. Dbajcie o nie.
U mnie w domu zawsze były zdjęcia. Zresztą, jeśli śledzicie mojego instagrama, albo youtuba, to kilka dni temu mogliście zobaczyć jak oglądaliśmy slajdy z dzieciństwa. I ile to sprawiło nam radości. Ale jeśli mój wzruszający argument Was nie przekonał, podsyłam Wam kilka kolejnych:
- drukowane zdjęcia/albumy zawsze już są wydrukowane, i w przypadku kiedy Wasze pliki znikną ….. Sami rozumiecie, coś się chociaż uratuje.
- w drukowanych zdjęciach zawsze jest jakaś magia. (Może chociażby w tym, że już wybraliście te najbardziej ulubione z tych ulubionych, i przyjemnie się ogląda kadry, które nie ciągną się w nieskończoność)
- jeśli już jesteście rodzicami, to zdjęcia stanowią pewne świadectwo miłości i dobrych/ważnych chwil, mocno wierzę, że dorastanie w domu, w którym widać historię i miłość, jest przyjemniejsze i dobre. (zdjęcia w ramkach, pudełku, czy albumy na półkach)
- jeśli będziecie mieli wydrukowane zdjęcia, podczas najbliższej imprezy podziękują Wam znajomi. Dlaczego? Bo zdjęcia znajomych przegląda się przyjemniej, jeśli widać ich koniec. Już tłumaczę jaśniej: nigdy więcej nie powtórzy się sytuacja, kiedy zbieracie się do wyjścia od znajomych i pada to zdanie „ale nie możecie jeszcze iść, nie zobaczyliście jeszcze wszystkich zdjęć”… Znacie ten ból? 50te identyczne zdjęcie zachodu słońca z wakacji … i magiczne zdanie – “o zaraz będę ja” …albo: “zaraz będzie to najfajniejsze”. Oglądanie w nieskończoność zdjęć, nie należy do najprzyjemniejszych. Zresztą, album zawsze można przakartkować szybciej, niż wiecznie ładujące się, albo zacinające zdjęcia w TV czy na laptopie. No i jeśli położy się album w jednej ręce, to w drugiej można trzymać np. kieliszek wina.
- Banalne, ale prawdziwe: drukowane zdjęcia zatrzymują ważne chwile, o których czasami moglibyście zapomnieć.
- zdjęcia i/albo albumy, po prostu są śliczne i ładnie wyglądają na półce. Nie będę się rozpisywać, jak bardzo zdjęcia materialne są przyjemne, jak dobrze się ogląda piękne odbitki, na których widać więcej niż na monitorze…
- stanowią idealny prezent: dla nastolatki możecie zrobić kolaż zdjęć z instagrama, a wpakowane do pięknego pudełka albo albumu, ucieszą nie tylko mamę i babcię.
- BONUS TIP #1: Mam nadzieję, że taki wirus parszywy nie będzie do nas wracał co jakiś czas, ale gdyby – warto mieć zdjęcia, które przypomną inny (szczęśliwszy) czas.
- BONUS TIP #2 Jeśli za jakiś czas pojawi się nowy #facebookchallenge, to warto mieć jakieś zdjęcia pod ręką.
Z zeszłego roku mamy 4 albumy: wiosna/lato/jesień/zima. W myśl zasady: albo grubo, albo wcale.
Prawda jest taka, że zeszły rok, rzeczywiście był dla nas absolutnie niezwykły. Tyle się działo, szczególnie tych rzeczy o których możecie powiedzieć: pierwszy raz, albo w nowym miejscu, że w zasadzie jakoś tak samo wyszło, że nie chciałam czekać całego roku, żeby móc je zrobić.
To co, w przyszłym tygodniu poświęcacie godzinę na odgruzowanie dysków i zamówienie odbitek? Albo stworzenie swojego albumu? A może najwięcej zdjęć macie na Instagramie? Teraz już nawet takie zdjęcia można prosto wydrukować – prościutko z instagrama. Nie ważne którą formę wybierzecie dla siebie – wspomnicie moje słowa za jakiś czas – będzie warto. Szczególnie, kiedy przyjdzie kolejny jesienny, ponury wieczór (bo nawet nie chcę myśleć, że ten czas z koronawirusem się przedłuży!) Do dzieła! A poniżej kilka mam nadzieję, przydatnych informacji.
Te albumy, które widzicie na zdjęciach, zostały stworzone przez nphoto / gdzie powstają wszystkie moje produkty/ W zeszłym roku, te welurowe okładki całkowicie skradły moje serca.
Jak to z tym drukowaniem, czyli kilka informacji: GDZIE DRUKOWAĆ? GDZIE ROBIĆ ALBUMY:
Jeśli jesteście fotografem, absolutnie polecam spróbować nphoto albo inne profesjonalne serwisy których jakość jest wyjątkowa. Natomiast, jeśli należycie do zwykły śmiertelników i serwisy dla fotografów są dla Was niedostępne, podsyłam Wam kilka miejsc, z których widziałam wydruki: EMPIK FOTO, UWOLNIJ KOLORY i COLORLAND.
Żeby zrobić albumy, zerknijcie tutaj: PRINTU.pl (tutaj także stworzycie album prosto z Waszych zdjęć na instagramie, nazywa się minibook) , albo COLORLAND (tutaj warto poczekać na zniżki, które trafiają się dość często)
Co do albumów, przyznaję się zupełnie szczerze, że jestem wierna nphoto, i nie szukałam zamienników. Ale z czystej ciekawości z colorlandu, sama zamówiłam mini album z jednej z sesji. I niestety popełniłam kilka błędów, które już mi się nie zdarzają, kiedy zamawiam w nphoto.
Jeśli marzy się Wam wydruk plakatu, sprawdźcie stronę PERSALO. PL – kilka razy się już zabierałam do wydrukowania plakatu, ale ostatnio nigdzie nie potrafię go zwizualizować w w domu, dlatego na razie ta drukarnia musi jeszcze chwilę poczekać.
Pamiętajcie też, że drukowane zdjęcia, to super pomysł na prezent. Od jakiegoś czasu w różnych miejscach można też zamawiać pudełka do przechowywania zdjęć, albo ręcznie robione albumy, na wklejane zdjęcia. Jeśli tylko wiecie, że kogoś taki prezent może ucieszyć – śmiało!
Ps. Za jakiś czas w tym wpisie pojawi się uaktualnienie, ale na razie muszę napisać, że za jakiś czas na filmie z youtuba będziecie mogli zobaczyć jak dokładnie wyglądają nasze albumy i podpatrzeć jak łatwo taką fotoksiążkę samemu złożyć. Nie ma tu żadnych skomplikowanych programów, które trzeba pobierać albo się ich uczyć. Wszystko jest intuicyjne. Możecie skorzystać z gotowych szablonów, albo wszystko zaprojektować samodzielnie. Jeszcze Was poproszę o chwilę cierpliwości i po weekendzie, taki film wyląduje na kanale.
NA CO ZWRÓCIĆ UWAGĘ:
Drukowanie zdjęć: przy wysyłaniu zdjęć do drukowania, zwróćcie uwagę, czy nie macie zaznaczonej opcji korekcji kolorów, albo czy nie nałożone zostały jakieś filtry. Jeśli zdjęcia są bardzo ciemne, opcja korekcji zdjęć może je trochę podratować. Pamiętajcie, jeśli tylko macie możliwość sprawdzenia wydruku, zanim zamówicie paczkę 500 zdjęć, zamówcie kilka wydruków testowych. Poświęcenie kilku złotych+przesyłka i tak będzie lepsze niż poświęcenie większej kwoty i zaoszczędzi ewentualnego rozczarowania.
Jeśli drukujecie zdjęcia z telefonu, dostosujcie wielkość wydruków do jakości zdjęć. Prawdopodobnie zdjęcia z telefonu, mogą być za “małe, żeby zapełnić całą rozkładówkę w albumie/albo żeby zostać wydrukowane w dużym formacie, ale już kilka zdjęć na stronie/plakacie (ułożonych obok siebie – w formie kolażu), będzie wyglądało dobrze.
Albumy/fotoksiążki: ja uwielbiam, kiedy wszystko jest bardzo proste. Dlatego jeśli na stronie znajduje się duża ilość zdjęć – zawsze umieszczam je z zachowaniem kątów prostych. Żadne zdjęcie nie nachodzi na siebie, żadne nie jest pod skosem. Im mniej zdjęć na stronie, tym lepiej (przynajmniej mnie się tak podoba), ale czasem umieszczam kilka/kilkanaście zdjęć obok siebie – jak kafelki jeden obok drugiego, w równych rzędach. Staram się też wtedy zachować spójność tematyczną i/albo kolorystyczną – to jest po prostu milsze dla oka. Przy tworzeniu rozkładówek, warto zwrócić uwagę na środek albumu/fotoksiążki: jeśli album nie rozkłada się na płasko – unikajcie umieszczenia jednego zdjęcia na rozkładówce, a jeśli to zrobicie, to zwróćcie uwagę, żeby na środku nie znalazł się żaden kluczowy element (jak np. twarz). Jeśli nie będzie można rozłożyć tej strony na płasko, będzie to wyglądało źle.
Dokładnie jak tutaj 🙂 Dlatego, jeśli wasz album/fotoksiążka nie będzie się rozkładała na płasko, pamiętajcie, że musicie uważać na środku.
W przypadku albumów rozkładanych na płasko, wszystko wygląda “bezpieczniej”
Ps. Pamiętajcie, że zawsze warto zrealizować sesję u ulubionego fotografa, i wtedy On wykona dla Was taki album i o wszystko się zatroszczy. A wam pozostanie pamiątka na lata!
Mam nadzieję, że niektóre informacji Wam pomogą, ale jeśli zdecydujecie się na wydruk – dajcie mi koniecznie znać, a jeszcze lepiej, pokażcie!
Pamiętasz, że ruszyłam z kopyta z newsletterem? Jeśli chcesz się dać zaskoczyć w sobotni poranek (co drugi!), polecanymi linkami, ciekawostkami i zwykłym dobrym słowem – możesz się zapisać. Śmiało!