Nie wiem jak to u Was było, ale jakiś czas temu złapałam się na tym, że w zasadzie prawie w ogóle nie piszę. W sensie na papierze. Jedyne, co jakiś czas temu zapisywałam, to listy zakupów, i podpisy na różnych dokumentach. I szalenie mi tego zaczęło brakować. Ah! Bo pewno nie wiecie, ale od kiedy pamiętam, prowadziłam pamiętnik – dziennik. W takiej wersji oldskulowej. W zeszycie. A nawet mój pierwszy był zamykany na kłódkę. Opowiem Wam o tym przy okazji. Teraz, skrótowo, opowiem Wam, że brakowało mi właśnie takiej chwili z przelaniem myśli na czystą białą kartkę. Brakowało mi czasu z długopisem/piórek/ołówkiem. Brzmi, jak bym już była stara … trochę jestem!
Lubię pisać. Zawsze lubiłam. I czytać i pisać. Dlatego nie sprawdziły się u mnie żadne internetowe próby zapisów. Za bardzo wszystko mnie rozpraszało. Za bardzo to było dalekie ode mnie. Potrzebowałam powrotu. I trochę przy okazji, trafiłam na bullet journal. W zasadzie ktoś nazwał coś, co prawie zawsze znajdowało się w moich kalendarzach/notatnikach. Ktoś to nazwał i buuum! Świat oszalał.
Nie nie nie. Nie wymyśliłam bullet journali. Po prostu nie wiedziałam, że wszystkie moje kalendarze, do tej pory były właśnie takimi bullet journalami w skróconej wersji. Mniej ładnej. W ogóle nie uporządkowanej. Nie nazwanej. Takiej zwykłej. <mrugam wam oczkiem właśnie>.
O tym, czym właściwie jest bullet journal i jak go pięknie prowadzić przeczytacie na blogu Kasi WORQSHOP.PL
Najważniejsza zasada – wasz kalendarz-dziennik-pamiętnik ma być WASZ! I to w zasadzie jedyna reguła! Całkowita personalizacja! Czyli to, co lubię najbardziej. I to, dlaczego tak dobrze mi się go prowadzi.
Okej. W dwóch zdaniach. Czym jest dla mnie bullet journal.
Po pierwsze, nazywam go moim kalendarzem. Taki kalendarz plus. Bo oprócz typowej rozpiski dat, mam rozpisane miesiące, i dni tygodnia. I wszystko inne, o czym opowiem Wam za chwilę.
Po drugie, mój bullet journal nie trafił do zeszytu (o tym też powiem Wam za chwilę). Trafił za to do plannera. Koło -notatnika – skoroszytu ?… Wybrałam biały (i jak już go zamówiłam, to sobie pomyślałam, że to jednak była zła decyzja, z kolorem… Biały, dla mnie? Gdzie w mojej torbie panuje taki szałowy nieład … i długopisy co chwilę lądują w nim bez zatyczki …. Białe opakowanie mam od grudnia i na razie występuje brak uszkodzeń. Żadnych. I dalej jest białe. Chociaż po pierwszych 3 dniach, przestałam na niego uważać. Tak już mam. Rzeczy to rzeczy. Uh! Więc jest biały, i sprawdza się doskonale. Nawet jeśli nie zawijacie go w futerał przed wrzuceniem do torebki!
Chcecie więcej szczegółów?
U mnie w środku znajduje się wkład w kropeczki. A jak kropeczki, no to pole do popisu jest … niezwykłe. Co znajdziecie w moim notesie oprócz tych kropeczek?
Plan dzienny, który rozpisałam sobie sama. Ze swoją ilością miejsca na wpisy.
Planner roczny/miesięczny – w którym zaznaczam najważniejsze sprawy, daty i wszystko co przyporządkowane jest do konkretnego dnia.
Wszystko inne – czyli zapiski formy i treści dowolnej.
Czym się różni mój bullet journal od typowego bullet journalu?
- nie prowadzę go w zeszycie. Lubię rzeczy, które są estetyczne i ładne. Ale szanuję swój czas, i nie będę go tracić na przepisywanie (o zgrozo, jak w podstawówce!), wklejanie kolorowych naklejek i godzinne rysunki. Co nie znaczy, że takie bullet journale nie podobają mi się bardzo. Podobają mi się wręcz strasznie. Ale nie mam na to czasu. Zwykle nie mam na to czasu 😉 Albo nie powinnam mieć na to czasu!
- nie jest to zeszyt, tylko system wpinania i wypinania kartek. Bo idealnie pozwala na dodanie przestrzeni, kiedy w jakimś miejscu potrzebuję jej bardziej. Pozwala na usunięcie jakiejś niepotrzebnej kartki / czy przeniesienie jej w dalsze miejsca notatnika. Pozwala na szybkie usunięcie ewentualnej pomyłki. Pamiętajcie, o punkcie, w którym powiedziałam, że lubię rzeczy estetyczne – wyrwana kartka, czy sklejone kartki do takich nie należą. A tak …. rach ciach po ewentualnym problemie / pomyłce.
- nie bawię się w piękne tabeleczki, miliardy kwiatuszków i inne ozdabiacze. Ładnie to wygląda u innych. Ja niestety talentu plastycznego nie odziedziczyłam w rodzinie (po całości dostał to brat). Takie rzeczy zabierają czas, który w myśl zasady szanuję ostatnio, albo bardzo próbuję szanować i którego nie mam…
- nie planuję przenieść go do zeszytu. Ta forma jest idealna i mi pasuje w 100 %
- nie planuję zakupów pięknych markerów i kolorowych długopisów … Bo trochę już mam, (a haha, no nie ominęło mnie to całkowicie, niestety) ale to co mam, w zupełności wystarczy na moje potrzeby. Do kolekcji trafią jedynie cienkopisy, które się nie rozmazują i nie przebijają na drugą stronę kartki (wiecie, estetyka itp).
Okej. Milion słów, czym nie jest mój notatnik.
No to czym w końcu jest ten mój bullet journal?
- kalendarze, w którym lądują wszystkie terminy ślubów i sesji! Czyli to, co dla mnie najważniejsze! Nie żebym nie ufała kalendarzom z google itp… Ale mam w sobie dużo starszej duszy, i zapiski papierowe lubię bardzo. Jako fotograf, zapisuję tam terminy wszystkich sesji itp. / spotkań i … urodzin w rodzinie!
- plannerem czyli miejscem na rozpisanie wszystkich najważniejszych spraw przypisanych do konkretnej daty. Z podziałem na miesiące / tygodnie i dni. To pozwala mi ogarnąć sprawy fotograficzne, sprawy związane z pracą i wszystkie sprawy osobiste.
- notatnikiem czyli idealnym miejscem, żeby zebrać wszystko w jednym miejscu. Listy, wydatki, cytaty, pomysły na sesje i wszystko, co zwykle było zapisywane gdzieś pomiędzy daty w kalendarzu i gubiło się bezpowrotnie.
- pamiętnikiem – dziennikiem, – w zasadzie, jego bardzo okrojoną i skróconą wersją. Ale na szybko mogę zapisać wszystko, co czasem chciałabym zapamiętać na dłużej. A zwykle bardzo szybko mi umyka. Bo nie wiem, czy wiecie, ale ja mam genialne myśli. Tylko one najczęściej trwają tak krótko, że nie zdążę ich zapamiętać i … znikają. No. Więc po to pamiętnik.
Co ma w sobie mój bullet journal z typowego bullet journala?
- personalizację, czyli jest taki, jak chcę.
- wkład w kropeczki (tak mi się ten wkład spodobał, że na razie jest to mój faworyt, jeśli chodzi o linie/kratkę czy czysty brulion. Kropki wygrywają w przedbiegach.
- miejsce na zapisywanie wszystkiego co tylko chcę : kalendarz, planner, notatnik i dziennik!
- podpatrzone (głównie u Kasi) punkty z typowych bullet journali: u mnie trafiły tutaj małe cele, habbit tracker, i różne listy. Strasznie mi się to spodobało i o dziwo, motywuje do działania! Dzięki Kasia!
Jak sobie pooglądacie, jak ludzie prowadzą swoje dzienniki … o tak. Istne szaleństwo. I piękno! I te minimalistyczne, i te szalenie kolorowe! Piękne! Gdyby mi bardziej zależało, zaczęłabym kaligrafować. Ale że wolę w tym czasie przeczytać książkę …. Kwestia wyboru. Rozumiem za to wszystkich, których bullet journal usidlił. I którzy kaligrafują, przepisują, rysują itp.
Mój planner pochodzi z polskiej firmy projekt planner. Zobaczcie, jakie mają piękne kolory turkusu i różu!
A teraz powiedzcie, kto już takie notatniki prowadzi? A kto się zabiera?