anna + kajetan
Kiedy podjechali samochodem na miejsce spotkania, jedyne co zobaczyłam, to kolorowe balony szalejące wewnątrz samochodu! Wypełnione helem, planowały także przy każdej mniej uważnej sekundzie uciekać w przestrzeń kosmosu. (Nawet raz prawie prawie się im to udało, ale niezwykły refleks Ani uratował je od niebiańskiego niebytu). Więc były cudowne pastelowe kolory, prześliczny wianek, gigantyczny dmuchawiec i one. Najcudowniejsze, pastelowe i niebieskie. Kalosze. W których się zakochałam, i robiłam wszystko, żeby ich nawet nie dotknąć, bo mogłabym już ich Ani nie oddać.
Oczywiście wszystko było pięknie przygotowane i dopasowane. Ale najcudniejsi byli Oni! Niezwykle pozytywni, (ale to cecha chyba tych moich par!), roześmiani i piękni swoją miłością. Takim narzeczonym, wystarczy tylko wskazać najbardziej korzystne miejsce z dobrym światłem, a magia dzieje się prawie sama! I dokładnie tak było z nimi. I po raz kolejny nie mogę się doczekać ich ślubu. Przebieram w miejscu nogami z radości! Wiem, że będzie wyjątkowo!
Ps. Aniu, aktualnie jesteś moim osobistym guru mody!
Wydaje mi się, że tulenie macie opanowane perfekcyjne! Przypomnę Wam o tym w tym wyjątkowym dniu!
Ten las w tle, ta ścieżka, i oni. Wszystko takie proste, naturalne. Uwielbiam takie sesje! Uwielbiam takie chwile!
Ps. Tutaj balony próbują nawet z kadru uciec. Takie były urwisiaste!
Kajetan, jeśli chodzi o stylizacje “narzeczonego” jesteś, jak Ania, mój osobisty numer jeden! Ale jej niebieskich kaloszy nie masz szans przebić. One są obłędne!
Najbardziej delikatną rzeczą na naszej sesji był dmuchawiec. Wiecie, jak to jest z dmuchawcami: maleńki podmuch wiatru, i już po dmuchawcach! Dlatego uważaliśmy na niego bardzo! Na szczęście, przetrwał calutką sesję!
Uwielbiam to spojrzenie!
I uwielbiam, kiedy się śmiejecie! Jest w was tyle uroku, tyle swobody i naturalności! A to się najpiękniej fotografuje!
Ah! Zapomniałam Wam nadmienić, że na sesji mieliśmy też dymy! Całusy, tulenie, podnoszenie – wszystko macie opanowane do perfekcji! Możemy odliczać dni do ślubu!
Z uwagi na gryzące komary, drugi zestaw ubrań był trafiony w 100tkę. Co wcale nie znaczy, że uchronił nas przed pogryzieniami. Ale oprócz tego, że spełnił rolę ochronną, był też mega trafiony! Koszule flanelowe i las – to się zawsze dobrze łączy!